child of light

Child of Light – stare nowe baśnie na Switchu

Czy port gry wydanej pierwotnie w 2014 roku, ma możliwość zagarnąć dla siebie kawałek nintendowego rynku konsolowego. Tak i to jak najbardziej.

Przyznam się – o Child of Light słyszałem dużo dobrego, ale do tej pory nie miałem przyjemności w nią zagrać. Czy żałuję? Tak – i to bardzo mocno.

Od pierwszej chwili urzekła mnie baśniowa, ręcznie malowana grafika tego tytułu. Pierwsze co przyszło na myśl po uruchomieniu tej gry, to bajki i baśnie opowiadane mi przez babcię – zawsze w podobnym stylu wyobrażałem sobie to co było mi opowiadane (tylko nie w 2d). Grafika jest po prostu śliczna i na ekranie zawsze coś się dzieje – czy to na pierwszym, czy na drugim planie- a to przeleci ptak, a to poruszą się drzewa lub krzewy. Ciekawym zabiegiem stylistycznym są też włosy Aurory który zachowują się w sposób bardzo nienaturalny – jej włosy zachowują się jakby były cały czas pod wodą.

Fabuła nie ma w sobie nic porywającego, jednak z zaciekawieniem czekałem na każdą rozmowę, czy kolejny przerywnik filmowy. Główna bohaterka Aurora to królewska córka, która umarła podczas snu. Jednak budzi się ona w nieznanej wcześniej magicznej Lemurii. Jednak aby wrócić do domu musi pomóc uratować krainę do której trafiła. Czarna królowa ukradła księżyc, gwiazdy oraz słońce i musimy pomóc je odzyskać.

Gra podzielona jest tak naprawdę na 2 segmenty. Pierwszy, w którym kontrolujemy Aurorę oraz jej zaprzyjaźnionego świetlika Igniculus’a (w tym momencie wtrącę, że w Child of Light można grać samemu kontrolując obie postacie, oraz w 2 osoby w lokalnym trybie kooperacyjnym). Tutaj też mamy do czynienia ze wszystkimi zagadkami logicznymi, elementami zręcznościowymi, rozmowami z przeróżnymi postaciami oraz zaczepkami przeciwników. Dzięki Igniculusowi zajrzymy w niedostępne dla Aurory miejsca, oświetlimy pomieszczenia takie jak jaskinie czy piwnice oraz uleczymy Aurorę w czasie walki.

I tutaj dochodzimy do drugiego segmentu – walki której styl nawiązuje do gier typu jrpg. Walczymy turami, ale jest to rozwiązane trochę inaczej, niż zazwyczaj. Pod wszystkimi bohaterami widać pasek czasu oraz ikony reprezentujące wszystkie walczące postacie. Czas zatrzymuje się w momencie wyboru akcji i tylko wtedy nasze ikony nie poruszają się po pasku czasu. W pozostałym czasie możemy oślepiać Igniculusem (jako jedyny w trybie walki nie walczy a jest pomocnikiem, który może poruszać się w dowolnej chwili po planszy walki) przeciwników, czy też leczyć naszych bohaterów.

Ścieżka dźwiękowa również zrobiła na mnie piorunujące wrażenie (nawet pisząc tą recenzję słucham ścieżki dźwiękowej z tej gry). Czuć w niej coś magicznego lub mistycznego i tylko wzmacnia ona klimat gry. Ciekawym zabiegiem stylistycznym są rozmowy bohaterów (to nie błąd co właśnie napisałem) – wszystkie rozmowy są napisane wierszem. Wielka szkoda, że gra nie doczekała się polskiej wersji – z wielkim zaciekawieniem czytałbym wszystkie konwersacje pisane wierszem w naszym rodzimym języki.

  • 8/10
    Grywalność - 8/10
  • 9/10
    Grafika - 9/10
  • 9/10
    Dźwięk - 9/10
8.7/10

Summary

Interaktywna oryginalna baśń w najlepszym tego słów znaczeniu. Nic dodać, nic ująć (no może trochę podnieść poziom trudności).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *